Czy szeptucha rozwiąże problemy zdrowotne Polaków?

Coraz więcej Polaków szuka pomocy u szeptuch, znachorów i innych przedstawicieli medycyny ludowej. W 2024 roku średni czas oczekiwania na gwarantowane świadczenie zdrowotne wynosił 4,2 miesiąca – najwięcej od 12 lat prowadzenia pomiarów przez Watchdog Polska. Prywatna wizyta u specjalisty kosztuje średnio 215 zł według najnowszych danych GUS z października 2024 roku. W tej sytuacji ponad 40% badanych Polaków przyznaje, że korzysta z medycyny komplementarnej i alternatywnej. Czy jednak szeptuchy rzeczywiście mogą stanowić alternatywę dla konwencjonalnej medycyny?

Dramatyczna sytuacja w publicznej ochronie zdrowia

Polska służba zdrowia przeżywa najgorszy kryzys dostępności od lat. Badania Watchdog Polska pokazują, że w 2024 roku do 18 z 40 specjalistów czas oczekiwania się wydłużył. Najdłuższe kolejki dotyczą okulistów – w Olsztynie pacjenci czekają do lutego 2027 roku, a na dermatologa w Piasecznie aż do kwietnia 2025 roku. Do pediatry w Szczecinie czas oczekiwania wynosi nawet 4 lata.

W ciągu 20 lat koszt prywatnej wizyty u specjalisty wzrósł o 235 procent, podczas gdy inflacja wyniosła 54 procent. Dla wielu rodzin wydatek 200-300 zł za wizytę stanowi poważne obciążenie budżetu, szczególnie gdy potrzebne są regularne konsultacje.

Szeptuchy w liczbach – rosnący rynek

Według badania GUS „Ochrona zdrowia w gospodarstwach domowych” z 2016 roku, 3 procent polskich rodzin korzystało z usług medycyny niekonwencjonalnej, wydając na ten cel średnio 446 złotych rocznie. Z rejestrów CEIDG wynika, że firm oferujących usługi paramedyczne, w tym homeopatię, akupunkturę czy irydologię, jest około 23,6 tysięcy.

„Jeżeli ktoś doradza leczenia przeziębienia czosnkiem, to szkodliwość społeczna nie jest groźna. Ale gorzej jest, jeżeli taki uzdrowiciel chce pomóc w leczeniu chorób onkologicznych” – ostrzega dr Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej i onkolog. Dodaje, że „pracując sześć lat w onkologii, spotkał chorych, którzy po nieskutecznych, niekonwencjonalnych metodach wracali do lekarzy, ale już nie udawało się ich wyleczyć”.

Ziołolecznictwo – między nauką a tradycją

Część praktyk stosowanych przez szeptuchy opiera się na rzeczywistych właściwościach leczniczych roślin. Badania potwierdziły skuteczność jeżówki purpurowej w wzmacnianiu odporności – zawarte w niej polisacharydy chronią przed wnikaniem wirusów do organizmu. Czosnek wykazuje udowodnione działanie antybakteryjne, przeciwwirusowe i przeciwgrzybicze, obniża też ciśnienie krwi i ma działanie przeciwmiażdżycowe.

Tymianek ma potwierdzone działanie w kaszlu mokrym, a badania przeprowadzone w Niemczech i Rosji wykazały skuteczność babki lancetowatej w powstrzymywaniu kaszlu i łagodzeniu bólów w klatce piersiowej. Szałwia ma udowodnione działanie przeciwzapalne i bakteriobójcze, pomagając w stanach zapalnych jamy ustnej i gardła.

Jednak eksperci podkreślają ograniczenia. Skuteczność nawet najlepszego preparatu roślinnego zależy od właściwego sposobu przygotowania, podawania i odpowiedniej dawki.

Nieregulowany rynek pełen pułapek

W Polsce działalność szeptuch nie podlega żadnej regulacji prawnej. „Wystarczy, że polonistka ukończy miesięczny kurs online dotyczący dietetyki czy technik terapeutycznych, otwiera gabinet i nazywa swoich klientów pacjentami” – krytykuje prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog. Jej zdaniem „leczyć może tylko lekarz, a wszelkie praktyki medycyny alternatywnej powinny zostać skutecznie ukrócone”.

Brak kontroli oznacza, że szeptuchy mogą przeoczyć objawy poważnych chorób lub zastosować szkodliwe metody. Naturopaci często zalecają suplementy w ogromnych dawkach – znane są przypadki, gdy mega dawki witaminy D powodowały trwałe uszkodzenia nerek, a nadmiar witaminy C prowadził do kamieni nerkowych.

Problemem są też niesprawdzone metody diagnostyczne – biorezonans, irydologia czy testy na alergie IgG to badania wprowadzające w błąd, które nie mają potwierdzenia naukowego.

Cena desperacji

W 2024 roku do Biura Rzecznika Praw Pacjenta wpłynęło 670 skarg dotyczących komercyjnych usług medycznych, a do infolinii dodzwoniło się 1302 niezadowolonych pacjentów. Skargi dotyczą nie tylko szeptuch, ale i prywatnej medycyny konwencjonalnej.

Pacjenci często przeżywają frustrację po wizytach u szeptuch. „Zapłaciłem 250 zł za wizytę u kardiologa. Trwała może 5 minut, a lekarz ledwie spojrzał na wyniki badań i zlecił kolejne. Wyszedłem z poczuciem, że zmarnowałem i czas, i pieniądze” – relacjonuje pacjent z Krakowa.

Pytania na przyszłość

Szeptuchy nie rozwiążą systemowych problemów polskiej ochrony zdrowia, które wymagają zwiększenia finansowania, poprawy dostępności specjalistów i lepszej organizacji placówek. Mogą jednak pełnić ograniczoną rolę uzupełniającą – szczególnie w profilaktyce, wsparciu psychologicznym i leczeniu drobnych dolegliwości.

Kluczowe jest świadome korzystanie z ich usług. Pacjenci z uleczalnymi nowotworami, którzy polegają na terapii alternatywnej, umierają dwukrotnie częściej niż osoby leczone wyłącznie metodami konwencjonalnymi. Opóźnienie właściwego leczenia w przypadku poważnych chorób może mieć fatalne konsekwencje.

Czy jednak same reformy systemowe wystarczą? Popularność szeptuch wskazuje na głębsze potrzeby pacjentów – czasu, empatii, holistycznego podejścia do zdrowia. Badania pokazują, że pacjenci często cenią sobie u szeptuch nie tyle konkretne metody leczenia, co sam fakt bycia wysłuchanymi i potraktowanymi jako całość, a nie zbiór objawów.

Jakie konkretne kroki, poza zwiększeniem finansowania, mogłyby sprawić, że Polacy zaufają lekarzom, a nie szeptuchom? Czy lekarze mogą się nauczyć od uzdrowicieli sztuki budowania relacji z pacjentem? Czy system zdrowia potrafi znaleźć miejsce na empatię i czas w natłoku procedur i ograniczeń czasowych? To pytania, na które odpowiedź może zadecydować o przyszłości polskiego systemu zdrowia.

dsai, Zdjęcie dodane przez Yan Krukau z Pexels